Translate

niedziela, 23 lutego 2014

Nierozłączki?



Już po walentynkach ale hafcik, który prezentuję pasowałby do tego święta-nieświęta jak ulał. Niestety nie wyrobiłam się z nim do 14 lutego, toteż prezentuję go dopiero teraz. Żeby jednak nie był on zupełnie pozbawiony powiązań z tematyką – o ile można ją tak nazwać – uczuciową, toteż nawiążę do niej w tym oto poście.
 Ostatnio, z racji wykonywanej pracy mam okazję posiedzieć na różnych portalach internetowych, najczęściej jednak na Onecie. Tam właśnie wyczytałam, że pojawiło się niedawno kilka ogłoszeń, zredagowanych przez panów, którzy chcą mieć dziecko i szukają dla niego matki. Zaznaczam, że panowie są hetero, wykształceni, dobrze zarabiający i w wieku, w którym produkcja żywotnych plemników ulega już nadwątleniu. Jeszcze nieznaczącemu, ale jednak.
Pomyślicie zapewne, że to po prostu kolejne ogłoszenie matrymonialne i że takich mężczyzn, którzy pragną mieć dziecko ze świecą szukać? Otóż szkopuł tkwi w tym, że oni chcą dziecka, owszem, a jakże. Tylko, że ani myślą wiązać się z kobietą, która im to dziecko urodzi. Ot, będą sobie po prostu razem je wychowywać, bez żadnych konsekwencji i brania odpowiedzialności za kobietę, którą zdecydują się obdarzyć potomstwem. Bo po co rodzina i marudna, starzejąca się baba u boku, skoro celem jest i tak tylko dziecko, protoplasta, przedłużenie gatunku? Oto biologia na usługach wolnego rynku: dziecko zamówione, urodzone, koszta odliczone. Nabył, wychowuje, transakcja się zgadza. A przy tym jaka wygoda! Odpowiedzialność spółka z.o.o. Tak ja to widzę.
Zastanawia mnie i oburza jednocześnie tylko jedno: jak ci panowie, którzy tak pięknie mówili w artykule o potrzebie realizacji w roli ojca, będą się z niej wywiązywać? Jako weekendowi tatusiowie? Przecież zamieszkać z kobietą, matką ich dziecka ani myślą, to by przecież oznaczało związek, prawda? A oni związku nie chcą, bo najważniejsza jest wolność. W ich umyśle zapewne nie powstała refleksja, że dziecko i tak przez co najmniej pierwszy rok życia jest związane fizycznie i emocjonalnie z matką. Owszem, jeśli ojciec aktywnie włącza się w jego pielęgnację i opiekę to świetnie, więź między nim a dzieckiem zrodzi się wcześniej, ale nie da się jej stworzyć będąc obok i „na przychodne”. A poza tym jak taki „ojciec” weźmie odpowiedzialność za dziecko, skoro nie jest w stanie, a co więcej nie ma chęci brać jej za kobietę?!
Może ja się nie znam, w końcu rodziny nie założyłam dotąd. Ale nie założyłam właśnie dlatego, że przeraża mnie ogrom odpowiedzialności, jaki się z tym wiąże i perspektywa utraty owej wolności, którą też sobie cenię. Oczywiście wiem, że „każda strata niesie zysk” i zakładając rodzinę rezygnując częściowo z siebie, otrzymuję w zamian najcenniejszy dar: drugą osobę. Ja jednak świadoma jestem, że jeszcze do tego nie dorosłam. I nigdy, nigdy nie zdecydowałabym się „zrobić sobie dziecko”, (co przecież ani trudne, ani nieprzyjemne nie jest) w takiej oto spółce z.o.o., dla zaspokojenia własnej ambicji czy uciszenia zegara biologicznego (bo czym innym jest u tych panów chęć posiadania potomstwa?).
Wiem, że w życiu różnie bywa, ludzie się nie dobierają, mają dzieci i wychowują je osobno, ale przynajmniej, na jakimś tam etapie coś ich ze sobą łączyło – jeśli nie miłość to chociaż chwilowa, wzajemna fascynacja. A może się mylę? Może patrzę na świat nadal zbyt idealistycznie? Może naiwnie wierzę, że jednak większość ludzi posiada jakiś kręgosłup moralny, zasady, kodeks wartości. Ja w każdym razie z przerażeniem patrzę na egoizm ludzki i kompletny brak wyobraźni. Sama nie jestem od niego wolna, byłabym hipokrytką mówiąc inaczej, tyle, że w relacjach z ludźmi staram się zawsze być o tyle uczciwa, żeby brać na siebie prawdziwą odpowiedzialność za drugą osobę, nawet jeśli jest ona dla mnie niewygodna. Może dlatego zawsze dostaję po nosie, bo czy to w przyjaźni, czy w miłości, czy w koleżeństwie z bliskich mi osób w końcu zawsze wyjdzie egoizm i wygodnictwo.
Mam zresztą nieodparte wrażenie, że dwie te cechy są istotnymi wartościami współczesnego świata. Mam nadzieję, że ci panowie przekonają się, jeśli znajdą właściwe kandydatki na matkę swojego dziecka, (w co nie wątpię) że nie można wziąć odpowiedzialności za dziecko nie biorąc jej za rodzinę, a nawet jej nie tworząc. Szkoda tylko dziecka w tym układzie.
My ludzie zawsze wszystko komplikujemy. Gdybyż można tak jak wyhaftowane przeze mnie nierozłączki po prostu znaleźć partnera na całe życie i huśtać się z nim na drążku na przekór złym wiatrom, przytuleni do siebie i pochłonięci sobą… Widać jednak nie można, albo nie każdemu jest to pisane. ;)
Rozgadałam się więc tylko prędziutko jeszcze chcę powitać nowe obserwatorki mojego bloga i podziękować za wszystkie, ciepłe komentarze! Od razu poprawia mi się humor, gdy je czytam. Jesteście super dziewczyny! ;)


wtorek, 11 lutego 2014

Kocia muzyka

Dziękuję za wszystkie życzenia i miłe słowa, które napłynęły do mnie z Waszych komentarzy. Bardzo mi miło, że mój powrót do blogowania nie minął bez echa. Dziękuję raz jeszcze!
Dziś prezentuję hafcik prosto "spod igiełki". Jak zwykle u mnie - koty. Chyba robię się monotematyczna, ale co tam. :)
Temat kociej muzyki nie jest mi obcy. Uprawiam ją namiętnie, ostatnio pod prysznicem. Biedni sąsiedzi! Z przykrością stwierdzić muszę, że głos mój nadaje się wyłącznie do baletu, co odziedziczyłam po ś.p. tatusiu. Geny zniweczyły moją piosenkarską karierę już w powiciu i jest to przedmiot mojego nieustannego żalu, jak i kompleksu. Zawsze chciałam być piosenkarką i gdybym tylko umiała śpiewać na pewno zrobiłabym karierę. Piosenek znam dużo, w różnych językach, z różnych okresów historycznych: od średniowiecznych pieśni truwerów po współczesne trele-morele. Muzyka jest jedyną - obok pisania - rzeczą, której nigdy nie porzuciłam na rzecz nowych, bardziej atrakcyjnych zajęć. Gdybyż choć raz z moich ust dobyło się coś innego niż żabi skrzek!
Ale nie. Geny. Zatem śpiewam sobie w ukryciu, gdy jestem sama, a publicznie tylko na suto zakrapianych jeździeckich ogniskach, na których i tak każdemu jest obojętne kto i jak śpiewa. ;)
I mogę tylko pomarzyć, że ja wraz z moimi kocimi muzykantami wykonamy piosenkę, choćby taką jak Kwitka Cysyk:
http://www.youtube.com/watch?v=d5vDjeiXUAY&feature=share&list=PL90D9920669841A2A&index=4  Swoją drogą ta dumka z pogranicza polsko-ukraińskiego ma już co najmniej 200 lat. W ogóle tego nie słychać, prawda? :)