Translate

wtorek, 20 maja 2014

Chcecie bajki? Oto bajka...

Czasami gdy haftuję przychodzi mi do głowy historyjka związana z wyszywanym obrazkiem. Dziś postanowiłam się jedną z nich podzielić. Myślę, że gatunkowo jest to forma najbliższa bajce, ale niestety nie mam w swoim zasięgu dzieci, aby im przeczytać te moje wypociny i dowiedzieć się, czy im się podoba, czy też nie. Dlatego tym bardziej ciekawa jestem Waszych opinii - wszystkie, szczególnie zaś te najbardziej krytyczne są dla mnie cenne.

Niestety myszka na tym hafcie kompletnie mi nie wyszła, będę musiała chyba spruć backstichte i nałożyć je na nowo. Ale lisek bardzo mi się podoba więc hafcik, wprost "spod igły" zaprezentuję, a co mi tam. :)

Miłej lektury dla wytrwałych!

Bajka o lisie i myszce

            Żył sobie w pewnym lesie lis: najbardziej rudy, jakiego możecie sobie wyobrazić. Kroczył dumnie, pewnym krokiem pana i władcy, jego oczy błyszczały sprytem, a z pyszczka nie schodził wyraz samozadowolenia.
            Miał zresztą powody by tak się zachowywać: dzięki pomysłowości i licznym oszustwom zawsze udawało mu się osiągnąć wszystko, czego zapragnął. Zabrać ser krukowi, chwaląc jego „piękny” głos – żaden problem. Odciągnąć uwagę stada wilków, aby zjeść cichaczem upolowaną przez nie zdobycz: proszę bardzo! Udało mu się nawet tak omamić wielkiego niedźwiedzia, władcę lasu, że przejął jego wygodną gawrę i w niej zamieszkał. Poszkodowane zwierzęta nawet nie mogły odpłacić spryciarzowi pięknym za nadobne, ponieważ zawsze okazywało się, że gdyby nie uległy własnej próżności lub chciwości, które lis wprawnie wykorzystywał, nie zostałyby oszukane.
            Tak więc rudzielec chodził po lesie pusząc się jak paw i zupełnie nie przeszkadzało mu, że inni patrzą na niego nienawistnie i go unikają.
            Pewnego dnia usiadł pod spróchniałym pniakiem drzewa, aby odpocząć, gdy nagle doszło go ciche  pochlipywanie. Rozejrzał się i zobaczył, że na muchomorze siedzi szara, polna mysz i szlocha, załamując rączki. Lis zdziwił się niepomiernie, bowiem nigdy jeszcze nie widział nikogo płaczącego. Przyglądał się chwilę niecodziennemu zjawisku a potem zapytał co się stało.
            Mysz drgnęła zaskoczona - skupiona na swoim nieszczęściu nie zauważyła, że ktoś jest obok. Od razu domyśliła się z kim ma do czynienia. Dużo słyszała o lisie i wiedziała, że lepiej mieć się na baczności gdy jest w pobliżu. Tym razem jednak nie miało to dla niej żadnego znaczenia: nie miała przecież niczego, co mógłby jej odebrać, a jej położenie było tak złe, że nikt nie mógł go pogorszyć.
            Westchnęła więc i opowiedziała, że wkrótce ona i jej rodzina stracą swój dom – mieszkali bowiem w norce niedaleko rzeczki, na której bobry zaczęły budować tamę. Gdy skończą, a poziom rzeki podniesie się, woda zaleje norkę i – co gorsze - spiżarnię myszy. Grozi im więc nie tylko bezdomność ale i głód, bowiem nie mają gdzie przenieść zapasów, które gromadzili przez całe lato.
            Lis wzruszył ramionami. Nie rozumiał z czego mysz robi taką sprawę. Wystarczy odrobina sprytu i można mieć pełną spiżarnię i nowy dom z dala od rzeki – i z miną szczodrego milionera składającego hojny datek, wyłożył swój plan. Radził myszy aby zatrudniła się jako sprzątaczka na przykład u wiewiórek. Na pewno mile ich połechta to, że daleka kuzynka chce być u nich służącą, wiadomo przecież, że wiewiórki mają się za lepsze od myszy. Trzeba to przecierpieć dzień czy dwa, a potem udać, że zdarzył się jakiś wypadek przy pracy i domagać się odszkodowania. Wiewiórki na pewno przestraszą się skandalu i procesu, a wtedy wystarczy podsunąć im do podpisu „ugodę”, w której zrzekają się własnego domu i majątku i już można żyć po królewsku! Rzecz jasna, wiewiórki nie mogą wcześniej przeczytać tego, co podpiszą, trzeba odwracać ich uwagę…
            Mysz przestała płakać i popatrzyła na lisa ze zdumieniem i odrazą.
- Mówisz poważnie?
- Tak jest. Świetny plan, prawda? – uśmiechnął się zadowolony z siebie.
- To oszustwo i kradzież! Wolę zginąć marnie z całą rodziną niż zrobić coś takiego! Ostrzegano mnie przed tobą, ale nie sądziłam, że możesz być aż tak podły! Żegnam!
            Uśmiech zniknął z twarzy lisa. Patrzył zdumiony za odchodzącą myszą. Nikt nigdy nie powiedział mu niczego takiego. I to prosto w oczy! Długo nie mógł się uspokoić. Myślał o tym, jak i o trudnej sytuacji myszy cały dzień i nie mógł sobie znaleźć miejsca. Z jednej strony nie rozumiał jej oburzenia, a z drugiej prześladowało go dziwne uczucie – był to nieznany mu wcześniej wstyd.
            Wreszcie wieczorem przyszedł nad rzekę. Bobry nie ustawały w swej pracy – tama była prawie gotowa, a rzeka znacznie już wystąpiła ze swoich brzegów. Z daleka zobaczył rodzinę myszy, które w popłochu przenosiły zapasy na niewielki wzgórek. Duże ziarna ledwie mieściły się w łapkach myszątek, które na równi z rodzicami i bez słowa skargi biegały zasapane w tę i z powrotem z coraz to nowymi porcjami jedzenia. Lis poczuł jak coś drapie go w gardle. Jeszcze nie wiedział, że to wzruszenie i żal. Chwilę stał patrząc i myśląc intensywnie, aż wreszcie podszedł do myszy.
- Czy ktoś może mi narysować plan waszego mieszkania? – spytał bez wstępów.
Mysz spojrzała na niego nieufnie, ale na coraz bardziej mokrym piasku naszkicowała pazurkiem układ pomieszczeń. Lis podszedł do bobrów, chwilę z nimi porozmawiał, po czym wrócił z naręczem drewna. Następnie począł kopać w ziemi, popatrując raz po raz na plan norki. Myszy zbiły się w gromadkę i patrzyły zdziwione jak ostrożnie wkładał on w wykopane dziury przyniesione kawałki drzew. Skończył pół godziny później, zasypał zrobione przez siebie otwory i otrzepał się z gliny i błota, które oblepiały jego futerko.
- Zabezpieczyłem wasz dom, teraz woda was nie zaleje. Możecie wracać do siebie.
            Mysz ze łzami w oczach mocno przytuliła lisa, nie mogąc ze wzruszenia wypowiedzieć podziękowań. W sercu rudzielca coś jakby odtajało i rozlało się przyjemnym ciepłem po ciele. Było to cudowne, błogie uczucie i w jednej chwili lis zrozumiał jak okropne było dotąd jego życie, budowane na cudzej krzywdzie. Postanowił odtąd swój spryt wykorzystywać tylko po to, by służyć pomocą zwierzętom w trudnych sytuacjach życiowych. Zaś wszystkich, których kiedyś oszukał, przeprosił i wynagrodził im krzywdy.
 


 

wtorek, 13 maja 2014

Robótkowe Katowice

W przerwach między kolejnymi dyżurami w pracy oddaję się oczywiście swojemu rękodzielniczemu hobby. :) W związku z tym udałam się na rekonesans po najbliższej mi ostatnio, katowickiej okolicy i miło mi ogłosić, że Katowice absolutnie dają radę jeśli chodzi o hand made. :)
Cóż, ja, dziecię włókienniczej Łodzi, gdzie liczbą i jakością pasmanterii i hurtowni tekstylnych jestem wręcz rozpieszczona dość krytycznie podchodziłam w tej kwestii do stolicy Śląska. Kilka pasmanterii położonych w centrum miasta - zaopatrzenie poprawne. :) Myślałam: to tyle w temacie. Większe zakupki via Łódź. :) A tymczasem pod samym nosem mam dwa skarby! :)
Pierwszy w postaci przeuroczego sklepiku-pasmanterii, którą prowadzą przemiła mama i córka. Nie dość, że wytwarzają obłędną biżuterię, to jeszcze w ich szufladach kryje się np piękny filc, który pobudził moją wyobraźnię, czego efekty zobaczycie niebawem. :) Ponadto koraliki, igły, mulinka, kordonek - ceny zaiste więcej niż przystępne! Zapraszam gorąco, "ktokolwiek będziesz w witosowskiej stronie" :) ewentualnie na facebooku: https://www.facebook.com/pages/Bizuann/541887832496920?fref=ts
Drugim skarbem jest Koło Rękodzieła Artystycznego, które zbiera się co wtorek o 16:00 w osiedlowym klubie Plus przy ul. Witosa 17. Klub tworzą przeurocze panie, które wyrabiają cuda - cudeńka! Wystarczy tylko spojrzeć na tę galerię: http://www.zh.katowice.pl/kolo-rekodziela,Galeria,63.html
albo na poniższe zdjęcie lajkonika:


A to tylko wierzchołek góry lodowej! :) Wkrótce postaram się zamieścić więcej zdjęć z pracami tych niezwykle utalentowanych rękodzielniczek. :) Zajmują się wszystkim: frywolitką, szydełkiem, wyszywaniem koralikami, haftowaniem, filcowaniem, decoupagem... Dzięki ich uprzejmości i życzliwości uczę się robienia na szydełku - dziś miałam pierwszą lekcję. :) Efekty na razie mizerne, póki co walczę z koordynacją przy robieniu łańcuszka. To naprawdę sztuka przeciągać oczka, trzymać szydełko i odpowiednio naprężyć kordonek... Ale pochwalono mnie, że jak na pierwszy raz poszło mi dobrze. :D
I tak pod wrażeniem tych oto skarbów uważam maj w Katowicach za udany. :)
Tradycyjnie jednak, wierna haftowi stworzyłam taki oto magnesik. Nie do końca osiągnęłam zamierzony efekt, ale i tak go zaprezentuję. :) Ostatnio naszło mnie na sowy. Strzeżcie się, będzie ich wkrótce więcej na tym blogu. :)


niedziela, 11 maja 2014

Zgaduj-zgadula rozwiązana!!!

Mam przyjemność i zaszczyt ogłosić oficjalnie, że tajemnica krzyżyków została ODGADNIĘTA!!! :) Brawa dla MAJALENY - to właśnie ona podała prawidłową odpowiedź, w komentarzu pod ostatnim postem pisząc, że "wygląda jej to na łódkę wyciągniętą na brzeg". :) Tak właśnie jest, co najlepiej widać na poniższej fotografii prezentującej gotowy, skończony i oprawiony obrazek. Raz jeszcze gratuluję! Nagrodę-niespodziankę prześlę pocztą już niebawem. :)
Cieszę się tym bardziej, że będę mogła zrewanżować się za Rzę-sówkę, która obecnie spoczywa w kartach "Sławy i chwały" Iwaszkiewicza. :)
Proszę tylko nie dopatrywać się żadnego oszustwa bądź kumoterstwa - dowody zasłużonej wygranej znajdują się w komentarzach pod poszczególnymi częściami zgaduj-zgaduli: tylko Majalena napisała o łódce. :)

Wszystkim uczestniczkom i obserwatorkom bardzo dziękuję. ;) Miło mi, że chciałyście poświęcić swój czas i stanąć w szranki. :)


wtorek, 6 maja 2014

Zgaduj-zgadula 5

Witajcie!

Jak minął Wam majowy weekend? Mnie - niestety - w pracy. W ogóle maj mam bardzo pracujący i niewiele czasu pozostanie mi na wyszywanie i inne przyjemności, za to w czerwcu mam zamiar odbić to sobie z nawiązką. :) Tymczasem jednak zgaduj-zgadula trwa i powoli zmierza ku końcowi. Dlatego też postanowiłam nieco uchylić rąbka tajemnicy, a raczej podsumować to, co dotychczas pisałyście w komentarzach. :)
W istocie - obrazek ten związany jest z wodą, a ściślej z morzem. Co jednak konkretnie przedstawia? Być może kolejna odsłona zabawy nieco podpowie... :) Powodzenia!

Ach - i jeszcze dwa słówka do Halucynki. :)
Myślę, że każde miasto ma w sobie specyficzny urok, na który wystarczy się tylko otworzyć. :) O Łodzi (tęsknię, tęsknię!) też krążą opinie, że to miasto brzydkie, szare, zaniedbane. Cóż, nie sposób się nie zgodzić z owym zaniedbaniem, ale z szarością - broń Boże! :) A dla miłośników secesji i wiktoriańskiego klimatu jest ono bardzo atrakcyjnym kąskiem - tylko trzeba otworzyć oczy. Katowice niezmiennie intrygują mnie swoją architekturą i zagospodarowaniem przestrzennym, choć bardzo brakuje mi małych, klimatycznych kawiarenek w pewnych zakątkach. :) Ale miło mi Halucynko, że mieszkamy blisko siebie. :) Może kiedyś spotkamy się na kawie? :)