Translate

poniedziałek, 30 lipca 2012

Lipiec

Dopiero teraz taki tytuł? Wszak uroczy ten miesiąc już się kończy, a ja tu nagle wyskakuję jak Filip z konopi, jakbym dopiero co spojrzała w kalendarz. Ano, wszystko to z powodu pewnego kotka, który właśnie wyszedł spod mojej igły i jeszcze jest gorący resztkami lipcowego, kapryśnego słoneczka.
Mój koci kalendarz (wzorowany na projekcie M. Sherry, której rysunki uwielbiam) rośnie pomalutku, acz systematycznie. Trudno uwierzyć, że jego wyszywanie trwa już siódmy miesiąc! A trwa tak długo, ponieważ przyjęłam zasadę "nowy kot na nowy miesiąc". Może i tchnie to duchem czasów słusznie minionych (coś jak "tysiąc szkół na nowe tysiąclecie"), ale dzięki temu to mój najdłuższy wyszywankowy projekt. Znajomi śmieją się, że odmierzam czas kotami. Inni twierdzą, że uległam totalnej, kociej manii. Coś w tym jest. Ale nie masz to jak mrucząca, żywa przytulanka w chwili, gdy np macocha natura zadaje ci cios poniżej pasa. Z tego to powodu, jak i bez powodu lipcowy kociak mruczy do nas ze zdjęcia.

czwartek, 19 lipca 2012

"I znów, znów ten Kraków"

Choć może raczej wypadałoby mi zaśpiewać: "A w Krakowie na Brackiej pada deszcz", albowiem w miniony weekend taką właśnie pogodą powitała mnie dawna stolica naszego pięknego kraju. Słońce błysnęło dopiero w sobotę i dzięki temu udało mi się zwiedzić Wawel i większą część starego miasta.
Niby wszystko po staremu (czyli tak jak pamiętam z dzieciństwa); Adaśko... tzn, nasz Wielki Wieszcz Adam Mickiewicz (a prywatnie mój absolutnie ukochany polski twórca) jak zwykle oblepiony dzieciakami i gołębiami. Jak zwykle wszechobecna drożyzna, tłumy turystów, majestat i duma ale wszystko jakoś mniej piękne, mniej wielkie niż się dawniej zdało. Może poza tą niesamowitą atmosferą jaka czai się w każdym zaułku grodziszcza.
Taki - dajmy na to - antykwariat, z którego wyszłam nabywszy poezje wszystkie Francois Villona w oryginale, choć z przypisami we współczesnej już francuszczyźnie (kolekcja Livre de poche). Mieści się on (ów antykwariat, oczywiście) w bramie i przybudówce kamienicy, pośród bujnego ogrodu, w którym władzę sprawuje wielka, ruda kotka... Ech Kraków. No i absolutnie genialna kawiarnia i restauracyjka Ważka mieszcząca się w domu Józefa Mehoffera (zresztą tym samym, w którym urodził się Henryczek. Sienkiewicz.). Polecam zwłaszcza pierogi ruskie (posypane zielonym szczypiorkiem) z zestawem surówek. Niebo w gębie. Na dodatek taka przyjemność nie przekracza 30 złotych - a syci wybornie. I ciało i ducha syci.
A skoro Kraków to i oczywiście smok. Ten z hafciku poniżej może i nie bardzo Wawelski, za to z pewnością z zacięciem kulinarnym (zważywszy łyżkę). Toteż ozdabia niniejszy pościk (;D) gdy ja, opętana tęsknotą za smakami Krakowa, moknę sobie, lecz tym razem już w macierzystej Łodzi.


środa, 11 lipca 2012

Konie

Łagodnie zapadający zmierzch, delikatny wiatr głaszczący spieczoną dziennym żarem skórę i zieleń trawy, na której rosną cienie. Grupa dwudziestu koni posilających się niespiesznie i nasza, trzyosobowa gromadka. A potem... dzika kłusopada (bo galopada to jednak nie była) na oklep, do stajni. Przede mną rosłe wielkopolany, za mną i wokół mnie - "myszy", czyli koniki polskie. A z daleka wita nas zapach kiełbasy smażonej nad ogniskiem. Bajka.
Tak było w zeszłym roku. Teraz tylko hafcik przypomina o tych błogich chwilach lenistwa...

piątek, 6 lipca 2012

Dom jest tam, gdzie jest kot

Tytuł postu to nie tylko nawiązanie do hasła widniejącego na najnowszym moim hafciku (nota bene – pierwszym, wykonanym na porządnej kanwie i sumiennie wyszytym równymi krzyżykami, jak Pan Bóg przykazał), ale i prosta prawda życiowa, której uczę się od prawie czterech lat.
Teraz owąż mądrość poznaje w praktyce i to z dubeltówki moja przyjaciółka, która uratowała od śmierci niechybnej dwa podwórkowe kociaki. Z tego miejsca pozdrawiam te dwa diabełki, które nie dały mi zmrużyć oka z soboty na niedzielę, kiedy to u niej nocowałam. Noc, mimo iż biała (prawie dosłownie, zważywszy na letnie wschody słońca o trzeciej nad ranem) była bardzo udana. Świetnie się bawiłam obserwując (i nagrywając) harcujących chłopaków. Magia kota zadziałała na mnie ponownie.
Dlatego też kolejny wzór, do którego się przymierzam także będzie z kotem. Nie liczę tu kolejnego miesiąca w moim kocim kalendarzu, za który wreszcie muszę się wziąć. ale na razie, rozleniwiona i senna wyleguję się naprzeciwko mojej dorosłej kotki i palcem nie zamierzam kiwnąć. Czego i Wam życzę.