Już po walentynkach ale hafcik,
który prezentuję pasowałby do tego święta-nieświęta jak ulał. Niestety nie
wyrobiłam się z nim do 14 lutego, toteż prezentuję go dopiero teraz. Żeby
jednak nie był on zupełnie pozbawiony powiązań z tematyką – o ile można ją tak
nazwać – uczuciową, toteż nawiążę do niej w tym oto poście.
Ostatnio, z racji wykonywanej pracy mam okazję
posiedzieć na różnych portalach internetowych, najczęściej jednak na Onecie.
Tam właśnie wyczytałam, że pojawiło się niedawno kilka ogłoszeń, zredagowanych
przez panów, którzy chcą mieć dziecko i szukają dla niego matki. Zaznaczam, że
panowie są hetero, wykształceni, dobrze zarabiający i w wieku, w którym
produkcja żywotnych plemników ulega już nadwątleniu. Jeszcze nieznaczącemu, ale
jednak.
Pomyślicie zapewne, że to po
prostu kolejne ogłoszenie matrymonialne i że takich mężczyzn, którzy pragną
mieć dziecko ze świecą szukać? Otóż szkopuł tkwi w tym, że oni chcą dziecka,
owszem, a jakże. Tylko, że ani myślą wiązać się z kobietą, która im to dziecko urodzi.
Ot, będą sobie po prostu razem je wychowywać, bez żadnych konsekwencji i brania
odpowiedzialności za kobietę, którą zdecydują się obdarzyć potomstwem. Bo po co
rodzina i marudna, starzejąca się baba u boku, skoro celem jest i tak tylko
dziecko, protoplasta, przedłużenie gatunku? Oto biologia na usługach wolnego
rynku: dziecko zamówione, urodzone, koszta odliczone. Nabył, wychowuje,
transakcja się zgadza. A przy tym jaka wygoda! Odpowiedzialność spółka z.o.o.
Tak ja to widzę.
Zastanawia mnie i oburza
jednocześnie tylko jedno: jak ci panowie, którzy tak pięknie mówili w artykule
o potrzebie realizacji w roli ojca, będą się z niej wywiązywać? Jako weekendowi
tatusiowie? Przecież zamieszkać z kobietą, matką ich dziecka ani myślą, to by
przecież oznaczało związek, prawda? A oni związku nie chcą, bo najważniejsza
jest wolność. W ich umyśle zapewne nie powstała refleksja, że dziecko i tak
przez co najmniej pierwszy rok życia jest związane fizycznie i emocjonalnie z
matką. Owszem, jeśli ojciec aktywnie włącza się w jego pielęgnację i opiekę to
świetnie, więź między nim a dzieckiem zrodzi się wcześniej, ale nie da się jej stworzyć
będąc obok i „na przychodne”. A poza tym jak taki „ojciec” weźmie
odpowiedzialność za dziecko, skoro nie jest w stanie, a co więcej nie ma chęci
brać jej za kobietę?!
Może ja się nie znam, w końcu
rodziny nie założyłam dotąd. Ale nie założyłam właśnie dlatego, że przeraża
mnie ogrom odpowiedzialności, jaki się z tym wiąże i perspektywa utraty owej
wolności, którą też sobie cenię. Oczywiście wiem, że „każda strata niesie zysk”
i zakładając rodzinę rezygnując częściowo z siebie, otrzymuję w zamian
najcenniejszy dar: drugą osobę. Ja jednak świadoma jestem, że jeszcze do tego
nie dorosłam. I nigdy, nigdy nie zdecydowałabym się „zrobić sobie dziecko”, (co
przecież ani trudne, ani nieprzyjemne nie jest) w takiej oto spółce z.o.o., dla
zaspokojenia własnej ambicji czy uciszenia zegara biologicznego (bo czym innym
jest u tych panów chęć posiadania potomstwa?).
Wiem, że w życiu różnie bywa, ludzie
się nie dobierają, mają dzieci i wychowują je osobno, ale przynajmniej, na
jakimś tam etapie coś ich ze sobą łączyło – jeśli nie miłość to chociaż
chwilowa, wzajemna fascynacja. A może się mylę? Może patrzę na świat nadal zbyt
idealistycznie? Może naiwnie wierzę, że jednak większość ludzi posiada jakiś
kręgosłup moralny, zasady, kodeks wartości. Ja w każdym razie z przerażeniem
patrzę na egoizm ludzki i kompletny brak wyobraźni. Sama nie jestem od niego
wolna, byłabym hipokrytką mówiąc inaczej, tyle, że w relacjach z ludźmi staram
się zawsze być o tyle uczciwa, żeby brać na siebie prawdziwą odpowiedzialność
za drugą osobę, nawet jeśli jest ona dla mnie niewygodna. Może dlatego zawsze
dostaję po nosie, bo czy to w przyjaźni, czy w miłości, czy w koleżeństwie z
bliskich mi osób w końcu zawsze wyjdzie egoizm i wygodnictwo.
Mam zresztą nieodparte wrażenie,
że dwie te cechy są istotnymi wartościami współczesnego świata. Mam nadzieję,
że ci panowie przekonają się, jeśli znajdą właściwe kandydatki na matkę swojego
dziecka, (w co nie wątpię) że nie można wziąć odpowiedzialności za dziecko nie
biorąc jej za rodzinę, a nawet jej nie tworząc. Szkoda tylko dziecka w tym
układzie.
My ludzie zawsze wszystko
komplikujemy. Gdybyż można tak jak wyhaftowane przeze mnie nierozłączki po
prostu znaleźć partnera na całe życie i huśtać się z nim na drążku na przekór
złym wiatrom, przytuleni do siebie i pochłonięci sobą… Widać jednak nie można,
albo nie każdemu jest to pisane. ;)
Rozgadałam się więc tylko
prędziutko jeszcze chcę powitać nowe obserwatorki mojego bloga i podziękować za
wszystkie, ciepłe komentarze! Od razu poprawia mi się humor, gdy je czytam.
Jesteście super dziewczyny! ;)