Łagodnie zapadający zmierzch, delikatny wiatr głaszczący spieczoną dziennym żarem skórę i zieleń trawy, na której rosną cienie. Grupa dwudziestu koni posilających się niespiesznie i nasza, trzyosobowa gromadka. A potem... dzika kłusopada (bo galopada to jednak nie była) na oklep, do stajni. Przede mną rosłe wielkopolany, za mną i wokół mnie - "myszy", czyli koniki polskie. A z daleka wita nas zapach kiełbasy smażonej nad ogniskiem. Bajka.
Tak było w zeszłym roku. Teraz tylko hafcik przypomina o tych błogich chwilach lenistwa...
Piękne wrażenia, takich się nie zapomina. W domu mam wielbicielkę koni- moja córka jest nimi zafascynowana, w wolnym czasie lubi pojeździć, ale tego czasu ma coraz mniej.Obrazek śliczny- wspomnień czar!
OdpowiedzUsuń