Witam ponownie wszystkie uczestniczki zabawy jak i inne obserwatorki mojego bloga. Cieszę się, że pojawiły się nowe "twarze" wśród komentujących. ;) Pozwólcie jednak, że zwrócę się osobiście tylko do jednej z Was: Cathdragon - je suis tres contente de te voir sur mon blog surtout que je l'ecris en polonais. Bonne chance avec ma devinette!
Niestety z przyczyn technicznych (internet w moim katowickim lokum zawiódł) nie udało mi się wcześniej zamieścić nowego zdjęcia, ale już się poprawiam! :)
Muszę przyznać, że jedna z Was była już bardzo bliska rozwiązania zagadki. ;) Ale póki co zabawa trwa dalej - postaram się częściej publikować kolejne odcinki.
Przez ostatnie dwa tygodnie przebywałam w Katowicach (praca). Wciąż jeszcze uczę się tego miasta i nieustannie mnie zadziwia. Przede wszystkim zachwyca mnie ono ilością wróbli, które mieszkają na moim pięknym i zielonym osiedlu na obrzeżach Katowic, w tyglu między Chorzowem a Rudą Śląską. W Łodzi nie widziałam wróbelków dobre piętnaście lat - a tu jest ich mnóstwo. Jakoś tak te ptaszki zawsze mnie rozczulają. Zresztą muszę przyznać, że mieszkańcy mojego katowickiego osiedla bardzo o nie dbają: w wielu ogródkach pod blokami lub na balkonach widzę przygotowane karmniki - super! :)
To, co mi się bardzo podoba w "Kato" to także duża ilość skwerków z ławeczkami, na których można sobie przycupnąć na chwilę bądź na dłużej. :) W Łodzi czegoś takiego niestety nie uświadczysz - a szkoda. Zdumiewa mnie tylko ilość schodów - wszędzie niemal w przestrzeni miejskiej są schody: na ulicach, przy wyjściu z dworca , przed klatkami schodowymi bloków. I jeszcze zakręty. Gdzie się da - tam zakręt. To nawet zabawne i myślę, że stanowi o specyfice tego miasta. Zresztą przyznać muszę, że z okien biura, w którym pracuję rozciąga się wspaniała panorama Katowic i - w moim odczuciu - jest to miasto zbudowane na planie koła, otoczone łagodnymi pagórkami hałd (?). Ładnie to wygląda, zwłaszcza o szóstej rano, przy różowym, wiosennym poranku. :) A ostatnio po deszczu pojawiła się wielka tęcza, która - niczym wygięta cięciwa spajała sobą krańce tego miejskiego "okręgu". Wspaniały widok!
Ale cóż, Katowice nigdy nie będą Łodzią. :)
No, już nie rozgaduję się więcej, tak mnie jakoś naszło, pewnie przez tę tęczę. :) Poniżej obiecane zdjęcie. Powodzenia!!! :)
Dziękuję za odwiedzinki :)
OdpowiedzUsuńPięknie piszesz.
Nie mam pojęcia co to za haft będzie...
Oj nie wiem co powstaje jakoś nic mi do głowy nie przychodzi
OdpowiedzUsuńMnie to wyglada na rybe plywajaca w rzece albo morzu?
OdpowiedzUsuńAle ladnie piszesz o Katowicach, moim miescie, do ktorego tesknie strasznie. Brudne i nieciekawe "dzieki" naszemu prezydentowi, ale moje miasto rodzinne.
Pozdrawiam
Anka
Nadal myślę o widoku na rzekę, ale nic więcej nie przychodzi mi do głowy.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i czekam na więcej ,